Niepełnosprawni bez pracy – nie tylko PFRON winny

2 sierpnia 2011

Problem z zatrudnieniem osób niepełnosprawnych to nie tylko brak odpowiednich regulacji i niewystarczające ulgi dla pracodawców. Istotną barierą jest postawa reszty społeczeństwa wobec osób z niepełnosprawnościami – zauważa Katarzyna Pawłowska-Salińska w swoim kolejnym felietonie dla portalu bezrobocie.org.pl.

Pan Józef ma 80 lat i jest mistrzem zegarmistrzostwa. Zegarki i zegary naprawia od 60 lat. Pracował nawet w zakładzie Bulova w Nowym Jorku, na rogu 29 Ulicy i Piątej Alei. W całej Warszawie jest tylko trzech zegarmistrzów, którzy potrafią naprawiać duże, bijące, ścienne zegary. I pan Józef jest jednym z nich. Rozbiera zegarki na najmniejsze części. Ma specjalny zestaw sitek, w którym umieszcza każde kółko i kółeczko. Nawet włos jest oddzielnie. Ale co w tym takiego niezwykłego? Zegarmistrzów jeszcze trochę na świecie zostało. Owszem, ma swoje lata, ale niektórzy pracują do śmierci.

To wszystko prawda. A niezwykłe jest to, że pan Józef urodził się z wadą dłoni: palce ma zrośnięte z kciukiem. Choć od małego miał dryg do zegarmistrzostwa – ku utrapieniu mamy już jako kilkuletni chłopczyk rozbierał przedwojenne solidne budziki – dziś swojej wymarzonej pracy raczej by nie dostał.

W latach 50., gdy szukał pracy, mistrz Żurek przyjął go na czeladnika do zakładu na rogu Poznańskiej i Nowogrodzkiej. Chłopak znał się na robocie, więc nie było problemu. Chciałabym zobaczyć, jak dziś dziewczynę z podobną wadą, choć znakomicie piszącą na klawiaturze, ktoś przyjmuje do pracy na recepcji w korporacji. Przecież to nieestetycznie wygląda, może zniechęcić klientów! Albo może to ich wprawić w zakłopotanie i nie będą już chcieli do takiej firmy wrócić…

Kultura konsumpcyjna nie lubi tego, co potencjalnych kupujących może wytrącić z dobrego samopoczucia i, co gorsza, wpędzić w poczucie winy. A tak na większość z nas działa kontakt z osobą niepełnosprawną. Jesteśmy nauczeni, że nad niepełnosprawnym trzeba się litować. „Zobacz, jaka to nieszczęśliwa dziewczynka” mówiła mi babcia pokazując moją rówieśnicę na wózku inwalidzkim. „Nie patrz tak, to biedne dziecko” – mówili inni dorośli, gdy za długo przyglądałam się chłopcu z porażeniem mózgowym”.

Lęk, niepewność, uciekanie wzrokiem – na takie reakcje „zdrowych” na jej „ułomność” skarżyła się moja koleżanka, która urodziła się z trochę krótszą nogą. A w zasadzie nic z tego, czego potrzebują dzieci, jej nie brakowało: pływała, skakała, grała w piłkę, może tylko trochę wolniej biegała. Ale większość nie chciała się z „kulawą” bawić.

Podobnie jest z dorosłymi. Wolą trzymać z dala od tych „biednych” i „nieszczęśliwych”. Marek, menedżer z Auchan, który jako jeden  pierwszych zaczął zatrudniać w  hipermarketach osoby niepełnosprawne, powiedział mi, że główną przyczyna niechęci pracodawców do takich pracowników jest strach. Dla niego akurat taka osoba to żaden problem – jego kuzyn nie słyszy, więc Marek, żeby móc się z nim porozumieć, nauczył się z książek trochę języka migowego. Dzięki temu Auchan w całej Polsce zatrudnia kilkaset głuchoniemych osób. 

Jeden z nich, Tomek, pracuje na kasie. Nie słyszy od urodzenia, ale i tak nauczył się fachu kucharza, informatyka i ukończył kurs fotograficzny. Niestety, w żadnym z tych zawodów nie mógł znaleźć pracy. Wylądował w magazynie spożywczym, a potem dostał pracę w supermarkecie.

– Ludzie boją się zatrudniać takich, jak my – mówi. – Nie wiedzą, jak się dogadamy, boją się kłopotów z komunikacją. Jesteśmy dla nich z innego świata.

Potwierdzają to badania, jakie Instytut Spraw Publicznych przeprowadził wśród pracodawców polskich („Pracodawcy o zatrudnianiu osób niepełnosprawnych”). Prawie wszyscy badani są przekonani, że osoba niepełnosprawna nadaje się do wykonywania prac prostych i niesamodzielnych. Aż 90% polskich pracodawców nie zatrudniłoby osoby niewidomej, 79% nie chciałoby u siebie w firmie schizofrenika, tyle samo – niesłyszącego, 65% – epileptyka a ponad połowa – pracownika na wózku.

Jak podsumowują autorzy badań, „barierą wzrostu zatrudnienia osób niepełnosprawnych jest stereotypowy obraz pracownika niepełnosprawnego.”           

Jaki z tego wniosek? Ano taki, że żadne zachęty dla pracodawców ani żadne procedury aktywizacyjne nie zadziałają, jeśli nie staniemy się społeczeństwem bardziej otwartym na niepełnosprawnych. A żeby tak się stało, żeby wyjść poza stereotypy, tacy ludzie muszą się znaleźć wśród nas. Jak pisze dr Danuta Chmielewska-Banaszak, socjolożka z Uniwersytetu Zielonogórskiego na łamach pisma PULS najważniejszą przeszkodą dla uczestnictwa niepełnosprawnych w świecie ludzi „zdrowych” są prozaiczne problemy z transportem. Jej zdaniem to bariery architektoniczne są przyczyną barier świadomościowych. Żeby je zlikwidować, wystarczyłoby pamiętać o ludziach najłatwiej wykluczanych ze społeczeństwa. Układając nowy chodnik, otwierając nowy sklep, kupując nowy tabor autobusów miejskich, remontując dworzec, projektując zamknięte osiedle – zawsze trzeba założyć, że będą z tego korzystali ludzie, którzy niedowidzą, niedosłyszą, mają trudności z poruszaniem się lub jeżdżą na wózku.

Gdy niepełnosprawni dorośli i dzieci będą mogli swobodnie wychodzić z domu i przebyć miasto, wtedy dotrą do szkoły, na kursy, na rozmowę kwalifikacyjną i do pracy. A gdy będą tam, gdzie my: w sklepach, restauracjach, na chodnikach, w tramwajach, w metrze, w szkołach i przedszkolach naszych dzieci, wtedy przestaniemy się ich obawiać i patrzeć na nich jak na biednych i nieszczęśliwych. I wreszcie dojrzymy ludzi, którzy, jak wszyscy, chcą żyć, jeść, spacerować, pójść czasem do kina, czasem mieć dzieci, czasem się uczyć. I pracować. Może o ich zatrudnieniu będą decydowały nie tylko ulgi na PFRON, ale też zwykła życzliwość. To, że w Szwecji pracuje ponad połowa niepełnosprawnych, w Holandii dwie piąte a u nas tylko 16% to nie jest efekt tego, że nasz polski PFRON źle działa. To efekt tego, czym są dla nas niepełnosprawni. 

Katarzyna Pawłowska-Salińska, Gazeta Wyborcza
 

Komentarze
Ładuję...