Chory system ubezpieczeń zdrowotnych

18 marca 2017
Cieszysz się z tego, że na umowie o dzieło dostajesz więcej pieniędzy do ręki niż w przypadku umowy o pracę? Jeśli jednak nadejdzie potrzeba skorzystania ze specjalistycznej opieki medycznej, to spodziewaj się rachunku z NFZ, przez który możesz… dostać zawału.

Źr. pixabay.com, autor Engin_Akyurt, lic. CC0

To nie były dobre święta. Tuż przed wigilią w 2014 roku do Zofii Piwowar, wtedy 19-latki z Warszawy, przyszedł rachunek z NFZ. Do zapłaty 93 tys. złotych. Za co? Za leczenie. Jak to możliwe w kraju, w którym w Konstytucja (Art. 68) zapewnia prawo do ochrony zdrowia i dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych?

Niecały rok wcześniej, w styczniu 2014 roku, dzień po studniówce, dziewczyna zauważyła na swojej skórze krwawe plamy. Zgłosiła się do Szpitala Praskiego. Stamtąd została przewieziona do Instytutu Hematologii i Transfuzjologii na Ursynowie. Leczenie szpitalne trwało 3 tygodnie. Koszty: średnio 31 tys. złotych za tydzień, do czego przyczyniły się w głównej mierze leki, które jej podawano.

Zazwyczaj w takich przypadkach koszty leczenia pokrywa NFZ (lub KRUS). Jednak nazwisko dziewczyny w systemie eWUŚ (Elektroniczna Weryfikacja Uprawnień Świadczeniobiorców), umożliwiającym natychmiastowe potwierdzenie prawa pacjenta do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, było oznaczone na czerwono. Oznaczało to, że dziewczyna po prostu nie miała ubezpieczenia zdrowotnego . Dlaczego? Dzieci do 18 roku życia (lub do 26 roku życia, jeśli studiują) są „podpinani” do ubezpieczenia rodziców. Pod dwoma warunkami. Po pierwsze: rodzice muszą zgłosić dziecko do ubezpieczenia. Po drugie: sami muszą być ubezpieczeni.

Rodzice Zofii w momencie jej hospitalizacji byli bezrobotni, a to zazwyczaj pracodawca jest tak zwanym płatnikiem składek do Narodowego Funduszu Zdrowia. Ale musi zatrudniać pracownika na umowę o pracę lub umowę zlecenie. Ubezpieczyć się można również rejestrując się w urzędzie pracy. Jednak rodzice dziewczyny tego nie zrobili. Tak się zdarza – nie wszyscy bezrobotni od razu idą do urzędu. Czasami powstrzymuje ich przed tym duma, czasami po prostu odkładają rejestrację, ponieważ są zajęci szukaniem pracy na własną rękę. Część z nich może nawet nie wiedzieć, że nie mają ubezpieczenia zdrowotnego. Z pewnością niewielu z nich spodziewa się, że do ich dziecka przyjdzie rachunek z zapłatą w wysokości niemal 100 tys. złotych.

Na tym pechowym przykładzie widać jak skomplikowany jest polski system ubezpieczeń społecznych. I jak łatwo, przy zbiegu kilku niekorzystnych okoliczności, może nas spotkać coś, co zrujnuje nasze finanse, a przez to być może i życie.

Obowiązek ubezpieczeniowy
Polski system ubezpieczeń społecznych obejmuje cztery kategorie ubezpieczeń. Ubezpieczenie emerytalne to ubezpieczenie na wypadek niezdolności do pracy z powodu starości. Ubezpieczenie rentowe gwarantuje świadczenia pieniężne w przypadku utraty dochodów związanej z ryzykiem inwalidztwa lub śmierci żywiciela rodziny. Ubezpieczenia wypadkoweubezpiecza od wypadków w pracy lub chorób zawodowych. Ubezpieczenie zdrowotne gwarantuje pokrywanie z publicznych środków kosztów leczenia większości chorób. I to właśnie tym ostatniemu się przyjrzymy.

W Polsce większość osób jest ubezpieczona obowiązkowo. Ubezpieczenie przysługuje kilkudziesięciu grupom osób. Wymieńmy te najważniejsze. Ubezpieczeni są:
– pracownicy zatrudnieni na umowę o pracę, czy też pracownicy zatrudnieni na umowę zlecenie, umowy agencyjnej,
– osoby prowadzące działalność gospodarczą,
– emeryci,
– renciści,
– bezrobotni zarejestrowani w urzędach pracy,
– rolnicy,
– członkowie osób ubezpieczonych,
– duchowni,
– żołnierze,
– policjanci,
– funkcjonariusze Agencji Wywiadu,
– osoby bezdomne. Może się jednak zdarzyć, że osoba, która ma prawo do ubezpieczenia faktycznie nie jest ubezpieczona. Co dzieje się w sytuacji, gdy rodzice osoby uczącej się nie zgłosili jej do ubezpieczenia, ponieważ sami takowego nie posiadają? W takim wypadku ubezpieczyć mogą na przykład dziadkowie. Istnieje cały łańcuch osób, które mogą ubezpieczać młodych uczących się.

Przypadki pozostawania bez ubezpieczenia pomimo uprawnień nie są wcale rzadkie. Poza przypadkiem Zosi, rodzice często zapominają o zgłoszeniu dziecka do ubezpieczenia w przypadku zmiany pracodawcy. Milena Kruszewska z Ministerstwa Zdrowia w wypowiedzi dla portalu rynekzdrowia.pl szacowała, że w latach 2012–2014 aż 80–90% osób nieubezpieczonych, które uzyskały świadczenia opieki zdrowotnej finansowane ze środków publicznych to dzieci i młodzież to 18 roku życia. Czasami natomiast sam pracodawca – który według przepisów jest tzw. płatnikiem składki, czyli podmiotem odprowadzającym składkę do NFZ – najzwyczajniej zaniedbał tego obowiązku.

W takim przypadku istnieje jednak dla nas ratunek. Według informacji Ministerstwa Zdrowia, jeżeli skorzystaliśmy ze świadczeń opieki zdrowotnej i posiadamy prawo do ubezpieczenia, a nie zostaliśmy do niego zgłoszeni, to możemy być zgłoszeni wstecznie: 30 dni od momentu leczenia lub 30 dni od czasu, gdy NFZ powiadomił nas o rozpoczęciu dochodzenia od nas kosztów świadczeń.

Zofia Piwowar miała szczęście. Po artykule w Gazecie Wyborczej Mazowiecki NFZ zrezygnował z dochodzenia wobec niej niemal 100 tys. złotych. Skończyło się na 60 zł.

Prawą ręką przez lewą nogę, ale wciąż niezgodnie z Konstytucją
Przypomnijmy, że system ochrony zdrowia „od strony pacjenta” dzieli się na podstawową opiekę zdrowotną oraz opiekę specjalistyczną. Podstawowa opieka zdrowotna obejmuje głównie kontakty z lekarzem rodzinnym. Dalej mamy leczenie szpitalne, uzdrowiskowe, poradnie specjalistyczne, czy opiekę nad przewlekle chorymi.

Do stycznia 2017 roku osoby bez prawa do ubezpieczenia nie mogły skorzystać ze świadczeń POZ bezpłatnie. Kiedy pojawiły się u lekarza rodzinnego, wszczynana była procedura dochodzenia należności za udzielenie świadczenia (czasem z różnych powodów od niej odstępowano). Od początku ubiegłego roku weszły jednak w życie przepisy, których zadaniem było… ominięcie innych przepisów dotyczących „ścigania” przez NFZ nieubezpieczonych.

Na stronie Ministerstwa Zdrowia możemy znaleźć instrukcję jak obejść prawo. Czytamy, że wciąż w mocy pozostaje prawo, według którego osoba, która nieubezpieczona nie ma prawa do opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Chyba, że zadeklaruje, że… jest ubezpieczona. „W efekcie przyjętych rozwiązań może się zdarzyć, że pomoc lekarza podstawowej opieki zdrowotnej uzyska także osoba, która świadomie potwierdzi nieprawdę, składając oświadczenie o przysługującym prawie do świadczeń opieki zdrowotnej” – czytamy na stronie. Poniżej zaś: „dla systemu opieki zdrowotnej mniejszym kosztem są wydatki poniesione w związku z świadczeniami z zakresu POZ udzielonymi osobie nieuprawnionej niż koszty dochodzenia tych roszczeń oraz ewentualne późniejsze koszty leczenia specjalistycznego, którym można zapobiec na etapie udzielania świadczeń przez lekarza podstawowej opieki zdrowotnej”. Za pomoc inną niż podstawowa opieka zdrowotna, czyli na przykład za wizyty w poradniach specjalistycznych – o ile jesteśmy nieubezpieczeni – NFZ wciąż będzie nam wystawiał rachunki.

Rozsądne wydaje się, że Narodowy Fundusz nie domaga się od osób, które poszły do lekarza pierwszego kontaktu, zwrotu środków za usługę. Z drugiej strony absurdem wydaje się fakt, że Ministerstwo Zdrowia radzi w jaki sposób obchodzić przepisy, które i tak stoją w jawnej sprzeczności z Art. 68 ust. 2 Konstytucji: „Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa.”

Ilu nieubezpieczonych?
Do tej pory mówiliśmy o osobach, które były nieubezpieczone, ale de facto miały prawo do ubezpieczenia oraz o osobach nieubezpieczonych, którym NFZ nie wystawia rachunków za porady lekarza rodzinnego. Ale przecież istnieją również tacy, którzy w ogóle nie mają ubezpieczenia zdrowotnego. I takie osoby również chorują.

Kim są nieubezpieczeni? Przede wszystkim to osoby, które były zarejestrowane jako bezrobotne, ale z jakiegoś powodu straciły ten status. Powodów wykreślenia z listy może być wiele, jak choćby odmowa przyjęcia pracy proponowanej przez urząd, niestawienie się w określonym terminie w urzędzie pracy, czy porzucenie stażu z własnej winy. Nieubezpieczeni często są osobami samotnymi, długotrwale bezrobotnymi. Drugą grupę stanowią ci, którzy rzucili pracę lub zostali zwolnieni i z różnych powodów nie zarejestrowali się w urzędzie pracy.

Nieubezpieczeni są również pracujący na umowach o dzieło np. pracownicy branży sprzątającej, gastronomicznej czy ochrony, czyli tych segmentów rynku pracy, w których pracodawcy zawierając umowy o dzieło obchodzą przepisy o płacy minimalnej. Branżami, w których dominują umowy o dzieło, są także reklama i media, gdzie choć warunki zatrudnienia często są skandaliczne, to ciągle udaje się im utrzymać iluzję niszy zapewniającej pracownikom świetne zarobki i prestiż zawodowy.

To właśnie w tym drugim miejscu przeważają ludzie młodzi, na których ambicji (oraz pieniądzach ich rodziców, bo ktoś za leczenie musi finalnie zapłacić) żerują setki firm. Mottem tego segmentu rynku pracy może być „jak dam umowę o pracę tobie, to będę musiał dać wszystkim”. Bardzo często ubezpieczenia pracowników pozbawiają firmy o niemałych zyskach, które mogłyby sobie pozwolić na dodatkowe koszty pracy. Nie robią tego jednak – zwiększając wartość dla udziałowców kosztem niezorganizowanych i nieuzwiązkowionych pracowników. O których nie upomina się także państwo, które w praktyce zrezygnowało tu z funkcji arbitra pilnującego zachowania określonych w Kodeksie pracy reguł gry. Ta rezygnacja prowadzi do sytuacji, w której dziesiątki, a może setki tysięcy osób zostały pozbawione konstytucyjnie zagwarantowanych praw.

Szacuje się, że w Polsce ok. 3% obywateli jest nieubezpieczonych. To właśnie taki odsetek osób w razie poważniejszej choroby będzie płacić za leczenie z własnej kieszeni. W Stanach Zjednoczonych jeszcze kilka lat temu ponad 60% bankructw indywidualnych było związane właśnie z koniecznością opłacenia rachunków za świadczenia zdrowotne (odsetek nieubezpieczonych przekroczył tam przed wprowadzeniem tzw. Obama Care 18% populacji). W Polsce na szczęście system jest bardziej szczelny, jednak jak widać, wciąż pozostaje cała rzesza osób, które są nieubezpieczone i w razie choroby lub wypadku zdane na siebie lub na pomoc rodziny.

Ubezpieczenie dobrowolne
Istnieje możliwość ubezpieczenia dobrowolnego. Kosztuje to jednak ok. 400 zł, co nie jest małą sumą, jeśli przypomnimy sobie, że mediana wynagrodzeń w Polsce wynosi ok. 2500 zł na rękę. Mało tego, jeżeli ktoś był nieubezpieczony przez dłuższy czas to, aby się dobrowolnie ubezpieczyć, powinien zapłacić tzw. opłatę dodatkową. Ta jest uzależniona od długości okresu, w którym byliśmy nieubezpieczeni i wynosi od 20% średniej krajowej (brak ubezpieczenia od 3 miesięcy do roku) nawet do 200% (10 lat lub dłużej). Jeżeli więc ktoś przez 10 lat pracował na śmieciówce, a dodatkowo nie przysługiwało mu ubezpieczenie z innego tytułu, musi zapłacić około 9 tys. złotych.

Z perspektywy NFZ ma to zapobiegać sytuacji, w której Polacy ubezpieczają się tylko w sytuacji, gdy potrzebują pilnej i kosztownej pomocy specjalistów. Z punktu widzenia uczciwego nieubezpieczonego opłata jest jednak postrzegana jak kara za pasywność państwa w obliczu rozrastania się patologii umów cywilno-prawnych czy pracy na czarno. Albo karą za niskie zarobki, bo decyzja o rezygnacji z ubezpieczenia wynika z tego, że tylko tak można oszczędzić środki niezbędne na inne potrzeby.

Według danych udostępnionych nam przez NFZ w Polsce dobrowolnie ubezpiecza się nieco ponad 23 tys. osób: 15,6 tys. opłaca składkę, a 7,4 tys. jest zgłoszonych do ubezpieczenia jako członkowie rodziny.

Rachunek za konstytucyjne prawo
NFZ nie zbiera centralnie danych na temat liczby osób nieubezpieczonych, którym wystawił rachunki za leczenie. Zwróciliśmy się do mazowieckiego NFZu o takie dane. W 2017 roku Fundusz wystawił rachunki 310 osobom. Łączna kwota, którą muszą zapłacić nieubezpieczeni pacjenci to 392 tys. złotych. Rekordzista ma do zapłacenia ponad 65 tys. zł.

Polski system ochrony zdrowia nie należy do najlepszych na świecie. Nie jest też najgorszy, ma jednak swoje wady, czego przejawem są osoby nieubezpieczone. Jak to zwykle składa się w takich sytuacjach, osoby nieubezpieczone są ofiarami również innych systemowych deficytów takich jak bezrobocie, brak kontroli państwa nad pracodawcami. Takie osoby powinny być wyrzutem sumienia dla polityków. Trudno jednak uwierzyć, że stanie się tak w kraju, do którego wydaje się pasować maksyma: słabe wobec silnych, bezlitosne wobec słabych.

Kamil Fejfer

Materiał został sfinansowany z grantu Fundacji Fundusz Mediów.

Źródło: FISE
Komentarze
Ładuję...