W latach 1971-1975 lokalny oddział australijskiej Federacji Robotników Budowlanych uratował przed zniszczeniem ponad 40 parków, zabytkowych budynków i osiedli robotniczych w Sydney obejmując je tzw. „zielonymi bojkotami”. W tym samym czasie, dzięki aktywnym działaniom związku nastąpił wzrost płac w branży budowlanej, poprawiły się warunki socjalne, a pracownicy zyskali kontrolę nad przestrzeganiem zasad BHP. Historia ta pokazuje, że nie ma automatycznej sprzeczności między walką o prawa pracownicze i troską o środowisko naturalne. Jest także lekcją skutecznego organizowania się i budowania związkowej siły w skrajnie trudnych warunkach jakie panują w takich branżach jak budowlanka.
Tym ważniejsze jest opowiedzenie i przestudiowanie historii „bojkotów” dziś w Polsce – gdy spór między postulatami ekologicznymi a tymi dotyczącymi ochrony zatrudnienia wydaje się nieusuwalny w kontekście debaty o transformacji energetycznej. Jest to także wciąż aktualna lekcja budowania związkowej siły w skrajnie trudnych warunkach, jakie panują w branżach: budowlanej, gastronomicznej, handlu i turystyce i innych.
Fundamenty: ewolucja branży budowlanej i nowa strategia BLF
Historia zielonych bojkotów jest historią 4 lat walk prowadzonych przez oddział Federacji Robotników Budowlanych (Builders Laborers Federation – BLF) w stanie Nowa Południowa Walia. Zanim jednak BLF włączył się w działania na rzecz ochrony tkanki miejskiej i środowiska naturalnego, przez wiele lat pozostawał raczej marginalnym związkiem zawodowym, zarządzanym przez zachowawczo nastawione kierownictwo. Ewolucja od organizacji, która jeszcze w 1947 roku sabotowała walkę o 40-sto godzinny tydzień pracy, do związku, który aktywnie walczył nie tylko o swoich członków, ale angażował się także w tematy społeczne wymaga więc szerszego omówienia.
Po II Wojnie Światowej, w australijskiej budowlance każda grupa zawodowa (cieśle, zbrojarze, operatorzy żurawi, monterzy, malarze, elektrycy, hydraulicy…) miała własny związek – zazwyczaj o zasięgu krajowym z lokalnymi oddziałami w każdym ze stanów. Federacja Robotników Budowlanych była związkiem zrzeszającym robotników niewykwalifikowanych (zajmujących się wyburzeniami, kopaniem fundamentów), ale także hakowych i sygnalistów, którzy nie byli klasyfikowani jako „rzemieślnicy”.
W latach 50., wraz z powojenną poprawą koniunktury w branży budowlanej, do BLF dołączyło wielu młodych robotników, często imigrantów z różnych krajów. Wśród nich byli także aktywiści związani z lewicą: Jack Mundey, Joe Owens i Bob Pringle. Niezadowoleni z braku aktywności związku i kiepskich warunków pracy zdecydowali się powołać „Oddolny Komitet” – nieformalną grupę, początkowo zajmującą się głównie dyskutowaniem o codziennych problemach robotników budowlanych. Komitet zaczął wydawać własny biuletyn „the Hoist” („Dźwig”) i organizować akcje ulotkowe. Materiały komitetu odnosiły się problemów, z którymi stykała się na co dzień większość budowlańców: fatalny stan zaplecza socjalnego (brak ciepłej wody, szatni, miejsc do spożywania posiłków), brak pensji za przestoje wywołane złą pogodą, zatrudnianie na godziny, brak płatnych urlopów. Z czasem, poza akcjami informacyjnymi zaczęto organizować także protesty i akcje strajkowe – często we współpracy z innymi związkami z branży. Na poszczególnych budowach udawało się wywalczyć pensje za czas przerwy w pracy wywołanej deszczem, albo prysznice i ciepłą wodę w kranach.
Prawicowe kierownictwo BLF określało działania komitetu jako „komunistyczne wichrzycielstwo” i „niepotrzebne ryzykanctwo”. Zdarzały się nawet przypadki pobić osób aktywnych w komitecie przez bandytów powiązanych z szefem oddziału, Fredem Thomasem. Pomimo tej presji, grupa skupiona wokół Mundey’a mozolną pracą zdobyła poparcie większości członków BLF: widzieli, że ich akcje były skuteczne i bezpośrednio polepszały warunki pracy.
W 1961 r. grupa związana z komitetem wygrała wybory do zarządu oddziału BLF w Nowej Południowej Walii. Był to też moment, gdy w Sydney rozpoczął się gigantyczny boom budowlany związany ze zniesieniem limitu wysokości oraz wprowadzeniem nowych technologii i maszyn. Jak wspomina Mundey: „Gdy zaczynałem pracę w latach 50. najwyższe budynki miały 46 metrów lub 12 pięter, ale gdy znieśli limity, granicą stało się niebo”. Boom związany był także z brakiem regulacji chroniących tereny zielone i zabytki oraz liberalną polityką sprzedaży gruntów deweloperom pod realizację megainwestycji: dróg ekspresowych, parkingów, biurowców.
Dla wielu mieszkańców Sydney oznaczało to groźbę eksmisji lub znacznego pogorszenia jakości życia. Taka modernizacja miasta stała się więc zarzewiem konfliktów społecznych. Krytycznie wypowiadali się o niej także sami robotnicy budowlani: „Jaki jest pożytek z samych tylko wyższych płac, jeśli musimy mieszkać w miastach bez parków, pozbawionych drzew, w atmosferze skażonej zanieczyszczeniami i wibrującej od hałasu setek tysięcy samochodów osobowych?” – pytał Mundey w jednym z wywiadów.
Dla budowlańców, nowe inwestycje przyniosły natomiast zmianę warunków pracy: koncentrację większej liczby pracowników na budowie, dłuższe okresy zatrudnienia (po kilka lat, a nie kilka miesięcy), ale także nowe niebezpieczeństwa związane z pracą na wysokościach, oszczędzaniem na BHP czy presją na coraz szybsze tempo pracy.
Federacja odpowiedziała na te zmiany aktywnie, serią kampanii na rzecz wyższych płac oraz wyrównania stawek między różnymi zawodami (robotnicy budowlani, uznawani za „niewykwalifikowanych” zazwyczaj zarabiali dużo mniej od zawodów uznawanych za rzemieślnicze – operatorów żurawi, cieśli, hydraulików). Kontynuowała także działania komitetu na rzecz zapewnienia robotnikom infrastruktury socjalnej pod hasłem „ucywilizujmy branżę budowlaną”. Kumulacją tych działań była 5-tygodniowa seria strajków i pikiet w 1970 roku, która praktycznie sparaliżowała wszystkie budowy w Sydney. Jej efektem były podwyżki dla budowlańców – robotnicy niewykwalifikowani musieli otrzymywać co najmniej stawkę wynoszącą 90% stawki rzemieślników. Co ważne – w walce tej BLF uzyskała wsparcie niektórych związków „rzemieślniczych”, choć tradycyjnie ich członkowie patrzyli na „zwykłych” robotników z góry i nie zawsze poczuwali się do solidarności z nimi.
Te sukcesy umocniły Federację i otworzyły pole do otwarcia się na nowe tematy: w 1970 r. oddział w Nowej Południowej Walii w wewnętrznych dyskusjach przyjął zasadę „społecznej odpowiedzialności pracy” – robotnicy mieli uzyskać prawo do żądania, aby ich praca nie była wykorzystywana w szkodliwy sposób. To był fundament, na którym później można było oprzeć „zielone bojkoty”.
Budowlanka – praca społecznie odpowiedzialna
Sama historia „zielonych bojkotów” zaczyna się w czerwcu 1971 r., trochę przypadkowo. Wtedy to grupa kobiet z przedmieścia Hunter Hills zwróciła się do Federacji z prośbą o pomoc: ostatni kawałek dzikiego buszu w zatoce Sydney (Kelly’s Bush) miał zostać wycięty aby zrobić miejsce kompleksowi biurowców. Związek odpowiedział, że pomoże, jeżeli prośba ta ma faktycznie poparcie społeczności Hunter Hills. Kobiety zorganizowały więc spotkanie, na którym ponad 600 osób poparło zwrócenie się do BLF z prośbą o objęcie inwestycji bojkotem – było to od dawna stosowane narzędzie w ruchu związkowym w Australii: członkowie związku odmawiali pracy przy projekcie, który był objęty bojkotem, aby wywrzeć presję na pracodawcę. Do tej pory jednak bojkoty związkowe stosowano zazwyczaj w sprawach płacowych lub związanych z BHP.
Związkowcy ogłosili więc, że Kelly’s Bush jest objęty „zielonym bojkotem” i żaden z członków BLF nie będzie pracował przy jego zabudowie. Deweloper odpowiedział groźbą użycia łamistrajków, ale wtedy na innych jego budowach w mieście budowlańcy przyjęli stanowisko zapowiadające, że „jeżeli choć jedno drzewo w Kelly’s Bush zostanie wycięte, te niedokończone budynki zostaną takie na zawsze – jako pomnik dla buszu”. To sprawiło, że busz przetrwał do dnia dzisiejszego, a do Federacji zaczęły zgłaszać się kolejne grupy mieszkańców walczące z deweloperami.
W kolejnych latach nastąpił prawdziwy wysyp konfliktów podobnych do Kelly’s Bush: budowlańcy bojkotowali m.in.: plan budowy parkingu podziemnego pod Królewskimi Ogrodami Botanicznymi, który zagrażał korzeniom starych figowców; projekt wycięcia parków Centennial Park i Moore Park, aby zrobić miejsce pod stadiony i parkingi, które planowano wybudować w ramach starań o organizację igrzysk olimpijskich – w tym drugim przypadku, BLF wskazało alternatywną lokalizację (opuszczone tereny pofabryczne), na którą ostatecznie zdecydowały się władze miasta.
Bojkoty objęły także projekty „rewitalizacji” osiedli i dzielnic robotniczych, które najczęściej zakładały wyburzanie zabytkowych domów i budowę w ich miejsce luksusowych apartamentowców i biurowców. Tak było np. w przypadku The Rocks – osiedla domów wybudowanych w Zatoce Sydney jeszcze w XVIII wieku, które w latach 70. zamieszkałe było głównie przez robotników, a czynsz za wynajem był regulowany. Dzięki walce BLF, The Rocks zachowano w niezmienionej formie i do dziś stanowi ono atrakcję turystyczną w Sydney, przyciągającą każdego roku setki tysięcy turystów. Innym osiedlem, które zostało uratowane dzięki bojkotom było Woolloomooloo – dzielnica portowa, gdzie w dużej mierze mieszkali rybacy i robotnicy portowi, a którą deweloper chciał zamienić w kompleks hoteli, biur i parkingów. Bojkot Woolloomooloo utrzymał się do 1975 r., kiedy to mieszkańcy zgodzili się na nową wersję projektu dewelopera – 65% terenu pozostawiono na niską zabudowę mieszkaniową z regulowanymi czynszami, a w całym osiedlu zaplanowano liczne tereny zielone.
Kolejne bojkoty objęły projekty budowy dróg ekspresowych, mających stać się „wewnętrzną obwodnicą” Sydney i które miały stanąć na miejscu dzielnic robotniczych wokół Victoria Street i Kings Cross. Ta walka była szczególnie zażarta, ponieważ deweloperzy powiązani z półświatkiem kilkukrotnie próbowali eksmitować lokatorów przy pomocy wynajętych bandytów. Napięcie było tak duże, że w 1974 r. doszło do kilkugodzinnej bitwy z policją gdy deweloperzy próbowali po raz kolejny eksmitować mieszkańców na jednym z osiedli. Rok później, jedna z aktywistek zaangażowanych w kampanię w obronie osiedli wokół Victoria’s Street – dziennikarka Juanita Nielsen – „zaginęła”, a jej ciała nigdy nie odnaleziono.
W 1972 r. o pomoc Federacji zaapelował National Trust – organizacja pozarządowa powołana w celu ochrony zabytków, której dotychczasowe starania wpłynięcia na władze miasta i deweloperów przez petycje, spotkania, czy loobing w parlamencie nie przyniosły żadnych efektów. Po krótkiej dyskusji BLF ogłosiło, że zielone bojkoty automatycznie obejmą wszystkie inwestycje, które zagrażały 170 budynkom z listy przygotowanej przez National Trust.
Łącznie, w okresie od 1971 r. do 1975 r. bojkoty objęły ponad 40 inwestycji, wartych ok. 5 miliardów dolarów australijskich. Większość z nich była skuteczna – budynki i parki stoją po dziś dzień w Sydney, a tam, gdzie dokonano rewitalizacji osiedli robotniczych, deweloperzy lub władze uwzględniali najważniejsze żądania mieszkańców i mieszkanek. W jednym z wywiadów dla prasy, Mundey przedstawił szerzej koncepcję, jaka przyświecała budowlańcom przy podjęciu decyzji o rozpoczęciu bojkotów – odpowiadając jednocześnie na zarzuty, że bojkoty „pozbawiają robotników pracy”:
„Tak, chcemy budować. Ale wolimy budować pilnie potrzebne szpitale, szkoły i inne obiekty użyteczności publicznej; mieszkania dobrej jakości, które zaprojektowano myśląc o środowisku naturalnym. Wolimy to, niż budowę brzydkich, nieprzemyślanych architektonicznie szklano-betonowych biurowców. I chociaż chcemy, aby wszyscy nasi członkowie mieli pracę, nie będziemy robotami sterowanymi przez deweloperów, dla których bardziej liczą się dolary, niż środowisko. W coraz większym stopniu będziemy decydować o tym, co budujemy. Stawką są interesy ekologiczne 3 milionów ludzi – nie można ich zostawić na pastwę deweloperów i pracodawców z branży budowlanej, których celem jest tylko zysk.”
Bojkoty nie były jednak działaniem samych tylko robotników budowlanych. Ich sednem była współpraca ze społecznościami lokalnymi. Za każdym razem ściśle stosowano się do zasady, że bojkot musi mieć poparcie społeczności lokalnej lub wynikać z zaleceń National Trust. Zdarzały się przypadki, gdy bojkot był „zdejmowany” na wniosek mieszkańców, jeżeli deweloper zmieniał swoje plany w sposób, który im odpowiadał. Wspomogło to rozwój organizacji lokatorskich i dzielnicowych (ruchów miejskich) zaangażowanych w walkę o jakość przestrzeni miejskiej – w 1974 r. w całym Sydney działało ok. 100 takich organizacji zrzeszonych w „Koalicji Grup Działania Mieszkańców” (CRAG – Coalition of Resident Action Groups).
W tej współpracy związek – ze względu na kontrolę nad procesem budowy – zapewniał grupom mieszkańców „mięśnie” i „zęby” do wymuszenia na władzach i biznesie uwzględnienia w decyzjach inwestycyjnych interesów i oczekiwań społeczności lokalnych. Z drugiej strony, organizacje zrzeszone w CRAG wspierały bojkoty fizycznie uczestnicząc w blokadach i okupacjach placów budowy, zbierały pieniądze na grzywny, na różne sposoby manifestowały publicznie poparcie dla działań związku.
Źródła siły Federacji
Historia zielonych bojkotów może się wydać z dzisiejszej perspektywy nieprawdopodobna – głównie dlatego, że ciężko wyobrazić sobie zarówno tak silną organizację związkową w branży budowlanej, jak i to, że poza dbaniem o interesy materialne (pensje i warunki pracy) swoich członków, podejmuje ona działania dla dobra wspólnego, niejako „wbrew własnym interesom”. Wydaje się, że ta niesamowita historia mogła się wydarzyć, ze względu na splot trzech czynników: przemian w branży budowlanej, korzystnej koniunktury oraz reorganizacji oddziału BLF w Nowej Południowej Walii. Za Beverly Silver, możemy więc mówić o dwóch źródłach siły australijskich budowlańców, które umożliwiły zielone bojkoty: sile strukturalnej (wynikającej z nowej organizacji pracy i boomu budowlanego) oraz organizacyjnej (wynikającej ze zmian w organizacji BLF).
Opisany powyżej boom budowlany w Sydney sprawił, że w branży budowlanej praktycznie nie istniał problem bezrobocia – znalezienie pracy nie było problemem nawet po zwolnieniu dyscyplinarnym, tak duże było zapotrzebowanie na „ręce do pracy”. Rotacja pracowników i zmiany miejsca pracy były wciąż powszechne, ale nie wiązały się np. z problemem długotrwałej utraty dochodu. Jednocześnie, do branży trafiło wielu młodych robotników, często imigrantów, którzy nie bali się protestów i nie mieli negatywnych doświadczeń z akcjami strajkowymi czy represjami ze strony pracodawców. Z drugiej strony, większa liczba pracowników zatrudnianych na budowach dawała robotnikom poczucie siły wynikające z liczebności i większej anonimowości. Wreszcie, upowszechnienie nowych technologii sprawiło, że robotnicy budowlani zaczęli wykonywać coraz bardziej skomplikowane i wymagające prace – stawali się coraz bardziej potrzebni i trudni do zastąpienia, a ich prace były często kluczowe dla rozpoczęcia samych inwestycji (wyburzenia i kopania fundamentów).
Jednak zmiany w procesach technologicznych i wzrost zatrudnienia w budowlance same w sobie nie były warunkiem wystarczającym do zmian. W tym samym czasie np. związek zawodowy hydraulików, którzy również zyskali większą siłę strukturalną, trzymał się z dala tak od bojkotów, jak i jakichkolwiek bardziej radykalnych działań. Zainteresowanie ekologią i polityką mieszkaniową w przypadku BLF było efektem zmian, jakie zaszły w tej organizacji: zarówno na poziomie wewnętrznych procedur, jak i na poziomie „ideowym”. Jeśli chodzi o wewnętrzne procedury, od czasu zmiany kierownictwa BLF w 1961 r. wprowadzono limit kadencji dla osób w zarządzie (po 6 latach członkowie zarządu musieli wrócić do normalnej pracy), większość decyzji podejmowano na zebraniach walnych wszystkich członków i dużo aktywniej prowadzono działania informacyjne. Jednocześnie, wielu członków BLF było związanych z Australijską Partią Komunistyczną, która w latach 60., a zwłaszcza po inwazji ZSRR na Czechosłowację w 1968 r. zaczęła dystansować się od państwowego komunizmu w wersji znanej ze Związku Radzieckiego i otworzyła się na idee Nowej Lewicy – zainteresowanie ekologią, demokracją, krytykę wszelkich hierarchii i struktur władzy. Te idee zostały następnie przeniesione na codzienną działalność związkową w formie zielonych bojkotów.
Epilog: „Interwencja” i koniec bojkotów
Historia zielonych bojkotów kończy się w 1975 r. Wtedy to przed sądem toczyło się postępowanie o wyrejestrowanie całej federacji budowlańców. Wniosek złożyła organizacja pracodawców, chcąc w ten sposób zakończyć blokadę inwestycji wartych miliardy dolarów australijskich. Wyrejestrowanie oznaczało, że w nadchodzących rokowaniach na temat przedłużenia branżowego układu zbiorowego pracy dla budowlanki, BLF nie będzie uwzględnione po stronie związkowej.
Deweloperzy nie ograniczyli się jednak tylko drogi sądowej – udało im się wywrzeć presje na centralę BLF i jej ówczesnego sekretarza, Normana Gallaghera i namówić go do likwidacji oddziału w Nowej Południowej Walii. Pod pretekstem „zbadania nieprawidłowości finansowych”, a w rzeczywistości realizując żądania pracodawców, Gallagher rozpoczął w Sydney „interwencję” – ogłosił stworzenie nowego oddziału BLF i przy współpracy pracodawców (a także bardzo prawdopodobne, że za ich pieniądze) zadbał o to, aby legitymacji członkowskich nie otrzymał nikt związany z dotychczasowym kierownictwem oddziału. Przez pewien czas w Nowej Południowej Walli działały więc 2 oddziały BLF – jeden związany z grupą Mundey’a, drugi zarządzany przez centralę.
Z uwagi na niepewną sytuację prawną związku i chaos jaki wywołałoby działanie dwóch organizacji robotników budowlanych na jednym terenie, Mundey wraz zresztą zarządu dotychczasowego oddziału BLF wezwali wszystkich pracowników do wstępowania do oddziału pod kontrolą centrali, aby tam kontynuować działalność. Większość działaczy popierających dotychczasową linię BLF w Sydney została jednak wpisana na „czarne listy” przez pracodawców i nie mogła znaleźć pracy w branży.
„Interwencja” zakończyła epopeję zielonych bojkotów – chociaż BLF została kilka lat później ponownie zarejestrowane, to nigdy nie powróciła do siły, jaką miała w latach 70. i po pewnym czasie ponownie wykreślono ją z rejestru organizacji związkowych. Norman Gallagher został natomiast skazany za korupcję – przyjmowanie korzyści majątkowych od deweloperów, za które wybudował sobie dom na plaży.
Jakub Grzegorczyk
Ogólnopolski Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza