Polska: kraj kwitnących nierówności

8 kwietnia 2019

Polska, kraj kwitnących nierówności

Gdy pod koniec marca tego roku World Inequality Lab opublikował swój najnowszy raport, w polskim internecie zawrzało. Nazwisko „Piketty” odmieniano przez przypadki, a najważniejszym komunikatem było to, że jesteśmy na pierwszym miejscu. Reszta pozostawała nieco mglista. Mowa o nierównościach w zarobkach, dochodach czy majątku? Przed czy po opodatkowaniu? Z 500 plus czy bez transferów socjalnych? Jedziemy w dół, czy w górę? Spróbujmy jakoś to wszystko wytłumaczyć.

Mija właśnie równo piąta rocznica wydania „Kapitału w XXI wieku” Thomasa Piketty’ego w języku angielskim (za sprawą tłumacza Arthura Goldhammera) – czyli od momentu, gdy mamy do czynienia z globalną debatą na temat tego, czy faktycznie r>g i co z tego wynika. W dziele tym francuski ekonomista stara się udowodnić, że długoterminowo wynagrodzenie kapitału (r) jest wyższe niż wzrost gospodarczy (g). Kapitał mnoży się szybciej niż to, co w gospodarce może zostać uzyskane za sprawą pracy, czyli w pewnym uproszczeniu – bogacą się głównie posiadacze kapitału, a im większy majątek, tym szybciej się mnoży. Zdaniem ekonomisty powoduje to wzrost nierówności, które muszą prowadzić do niestabilności politycznej i gospodarczej. Zdaniem Piketty’ego bez opodatkowania kapitału i wyraźnie progresywnego podatku dochodowego świat nieuchronnie kieruje się do nowego status quo, w którym króluje niski wzrost gospodarczy, stale narastające nierówności i wysoki poziom niepewności przyszłości dla wszystkich.

W dziele można znaleźć zarówno zestawienia zarówno dystrybucji dochodów, jak i majątku. Choć w obu przypadkach widzimy koncentrację na szczycie drabiny najlepiej sytuowanych, to różnica jest bardzo duża. W 2014 roku 1% najzamożniejszych Amerykanów kontrolowało 39% majątku osobistego populacji USA, a w Rosji ten wskaźnik wynosił 43%. W przypadku ogółu dochodów obywateli 47% w USA i 46% w Rosji przypadało nie na 1%, ale na 10% osiągających najwyższe dochody. Jedno jest z drugim powiązane: osoby, które mają duże dochody, będą gromadziły kapitał, a następnie go pomnażały. Można więc powiedzieć, że w naturalny sposób skala nierówności jest więc o rząd wielkości większa w ujęciu majątkowym, niż w dochodowym.

Zespół Piketty’ego bez Piketty’ego
Thomas Piketty pracuje na co dzień jako dyrektor ds. badań w École des Hautes Études en Sciences Sociales oraz profesor w École d’économie de Paris (EEP – najważniejszy francuski i jeden z najważniejszych w Europie ośrodków akademickich zajmujących się ekonomią). Naukowiec jest jednak zaangażowany w szereg innych projektów – jednym z najważniejszych jest World Inequality Database, uruchomiony w 2011 roku po to, by w jednym miejscu gromadzić dane gromadzone przy analizowaniu dystrybucji majątku i dochodów. Czyli m.in. po to, by każdy kolejny badacz nie musiał wykonywać tej samej żmudnej pracy wyszukiwania źródeł w kolejnych krajach. Zespół WID.world liczy 5 dyrektorów (w tym autor „Kapitału w XXI wieku”) oraz 107 naukowców, którzy zbierają, porządkują i wykorzystują analitycznie dane z 74 państw świata (Polską zajmują się Polak Paweł Bukowski z LSE oraz Chorwat Filip Novokmet z EEP). Z tej niemałej grupy cała 5-tka dyrektorów oraz 50-tka ekonomistów wchodzi w skład World Inequality Lab, ciała powołanego do życia po to, by upubliczniać wyniki badań dotyczących nierówności, inspirować dyskusję merytoryczną i zwracać uwagę na to jedno z największych globalnych wyzwań.

Kwietniowy raport World Inequality Lab p.t. „How Unequal Is Europe? Evidence from Distributional National Accounts, 1980-2017” autorstwa Thomasa Blancheta, Lucasa Chancela (jednego z dyrektorów WID.world) i Amory’ego Gethina, nie wzbudziłby w Polsce tyle zainteresowania, gdyby nie to, że – dzięki wysiłkowi analitycznemu wspomnianego Bukowskiego i Novokmeta – nie tylko wystąpiła tam Polska, ale dodatkowo – dała się zauważyć jako kraj o najwyższych nierównościach dochodowych. I kraj o największym wzroście nierówności.

Okładka najnowszego opracowania World Inequality Lab

Źródło: World Inequality Lab

Jak policzyć dochód narodowy?
Zanim przejdziemy do wspomnianych wyników, niezbędne jest wyjaśnienie, czego właściwie dotyczyła praca trzech ekonomistów. Objęła ona lata 1980-2017 oraz 38 państw – wszystkie kraje kontynentu europejskiego włącznie z Cyprem, ale z wyłączeniem Rosji, Ukrainy, Białorusi i Turcji oraz mikropaństewek (Andora, Liechtenstein, Monako, San Marino, Watykan). Autorzy zaznaczyli jednak, że dla krajów byłej Jugosławii (z wyjątkiem Słowenii i Chorwacji), Albanii, Cypru, Rumunii, Mołdawii, Bułgarii, Austrii, Słowacji, Litwy i Słowacji jakość i dostępność danych pozostawiała wiele do życzenia i wymagała dodatkowych estymacji i przybliżeń.

W analizie wykorzystano trzy bazowe źródła informacji:

  • tzw. systemy rachunków narodowych,
  • dane pochodzące z systemów podatkowych,
  • wyniki badań ankietowych.

System rachunków narodowych to zbiór wyliczeń, bilansów i tablic opracowywanych według określonych reguł statystycznych (uzgadnianych na poziomie międzynarodowym), służących do pomiaru efektów działalności gospodarczej. „Gwiazdą” rachunków narodowych jest Produkt Krajowy Brutto (PKB), a dochód narodowy można wyliczyć na bazie PKB. Trzeba tylko do niego dodać państwowe dopłaty do cen niektórych produktów (jeśli takie występują) oraz dochody obywateli i firm uzyskane za granicą, a odjąć: podatki pośrednie, wartość amortyzacji i dochody obywateli i firm z innych państw osiągnięte na terenie badanego kraju. Dochód narodowy interpretuje się jako sumę wynagrodzeń, odsetek, zysków z wszelkich transakcji, zarobków z wynajmu i wszelkich innych dochodów, jakie uzyskali obywatele kraju i należące do nich firmy na terenie badanego kraju lub poza nim.

Przed opodatkowaniem i oskładkowaniem
Ułożenie wszystkich zarabiających w porządku od tych o najmniejszych dochodach do tych o dochodach największych nie jest sprawą prostą. To dlatego o medianie wynagrodzeń, dominancie i wynagrodzeniach 10% najlepiej czy 10% najgorzej zarabiających dowiadujemy się od GUS nie częściej niż raz na dwa lata. A przecież w analizie ogółu dochodów nie chodzi tylko o wynagrodzenia, ale też o wszelkie inne źródła zarobku. Nic więc dziwnego, że szkic dość skrótowo opisujący przyjętą metodologię World Inequality Lab zajmuje 1/3 całej publikacji – czyli ponad 20 stron.

Co wyszło z wyliczeń Blancheta, Chancela i Gethina? Oszacowali oni, że w 1980 roku górny decyl Polaków (10% populacji o największych dochodach) uzyskiwał ok. 22% ogółu dochodu przed opodatkowaniem i oskładkowaniem. W ciągu 37 lat udział ten wzrósł aż o 16 punktów procentowych – do 38%. Warto podkreślić, że wzrost dla górnego decyla nastąpił we wszystkich krajach ujętych w analizie. Jednak nigdzie ten wzrost nie był tak wysoki jak w Polsce: w Bułgarii wynosił 13 pkt. proc. (z 19% do 32%), na Węgrzech 12 pkt. proc. (z 15% do 27%), a w pozostałych krajach co najwyżej 10 pkt. proc.

Udział w dochodzie ogółu obywateli w 1980 roku i 2017 uzyskiwany przez 10% osób o najwyższych dochodach

UWAGA: Dochód szacowany jest przed opodatkowaniem i oskładkowaniem oraz uwzględnia wypłacane emerytury, renty oraz zasiłki. Na osi pionowej są dane za 2017 rok, a na poziomej – za 1980. Diagonalna linia wyznacza punkty, w których odsetek dochodów uzyskany przez górny decyl nie uległ zmianie.
Źródło: World Inequality Lab

Mało tego, za sprawą 38% dochodu uzyskiwanego przez górny decyl wyraźnie wysforowaliśmy się pod względem nierówności z ogółu badanych państw. Na kolejnych miejscach znalazły się Irlandia i Niemcy, gdzie wspomniany udział wynosił „tylko” 35%. W Wielkiej Brytanii było to 34%, we Francji 33%, w Czechach 29%, w Szwecji, Norwegii i na Węgrzech 28%, a listę zamykała Słowacja z 23%. Czyli to nie Wielka Brytania czy Irlandia zbliżały się najżwawiej do najczęściej opisywanego wzorca nierówności dochodowych, jakim stały się Stany Zjednoczone (47%), ale Polska.

Udział w dochodzie ogółu obywateli w 1980 roku i 2017 uzyskiwany przez 10% osób o najwyższych dochodach

UWAGA: Dochód szacowany jest przed opodatkowaniem i oskładkowaniem oraz uwzględnia wypłacane emerytury, renty oraz zasiłki. Po lewej są dane za 1980 rok, a po prawej – za 2017.
Źródło: World Inequality Lab

Fiskus psuje, zamiast naprawiać
Pewnej pociechy można szukać w tym, że w 2015 roku udział górnego decyla w dochodach sięgnął w Polsce 40%, a potem w kolejnych dwóch latach malał. Mówimy o dochodach przed opodatkowaniem i oskładkowaniem, ale z uwzględnieniem emerytur, rent oraz wszelkiego rodzaju zasiłków, dlatego łatwo wskazać prawdopodobną przyczynę: to program 500+. Otwiera to jednak pytanie o to jak długo będziemy obserwowali spadek wspomnianego wskaźnika.

Udział w dochodzie ogółu obywateli w 1980 roku i 2017 uzyskiwany przez 10% osób o najwyższych dochodach

UWAGA: Dochód oszacowany jest przed opodatkowaniem i oskładkowaniem oraz uwzględnia emerytury, renty oraz zasiłki. W lewym górnym rogu wykres dotyczy krajów Europy Zachodniej, w lewym dolnym – Europy Północnej, w prawym górnym – Europy Południowej, a w prawym dolnym – Wschodniej, w tym Polski (ciemnoniebieska linia).
Źródło: World Inequality Lab

Nie tylko zasiłek na dziecko może pomagać w redukowaniu nierówności dochodowych. Od dekad wiemy, że różnicowanie opodatkowania w zależności od dochodów i stosowanie różnych form transferów może się do tego walnie przyczynić, czego najlepszym przykładem są kraje skandynawskie, pozostające w grupie tych o niższym udziale górnego decyla w ogóle dochodów.  Problem w tym, że polski fiskus działa nieco odwrotnie. Jak wiemy z analizy Instytutu Badań Strukturalnych, w naszym kraju mamy do czynienia z degresywnym systemem podatkowym. Czyli w realiach naszego kraju im większe ktoś osiąga dochody, tym niższy odsetek podatków płaci. A to dokłada się do „naturalnego” procesu narastania nierówności, jaki następuje w całej Europie i tylko go pogłębia, bo bogatsi mogą jeszcze łatwiej mnożyć swój kapitał.

Badanie trójki ekonomistów z WID.world nie miało na celu jak najlepszego, najuczciwszego porównania pomiędzy krajami, ale raczej uchwycenie na jednym modelu procesu ewolucji skali nierówności w całej Europie i poszczególnych jej regionach w okresie prawie czterech dekad. Metodologię można, a wręcz należy krytykować – na tym m.in. polega nauka, że merytoryczna krytyka przyczynia się do stałego poprawiania zastosowanych metod. Wątpliwości ma prawo budzić sposób potraktowania dochodów szarej strefy i ankiety dotyczące dochodów najzamożniejszych obywateli – za każdym razem wybrana przez badaczy metoda podbijała odsetek dochodu przypadający na górny decyl. Ostatecznie jednak nie chodzi tu o to, czy na mapie kontynentu nasz kraj zajmuje 1. czy 7. lokatę pod względem nierówności. Ważne, że ich poziom może być już u nas wyższy niż przeciętna UE, że może być wyższy, niż przypuszczaliśmy i że w ostatnim ćwierćwieczu rósł. Obok rekordowo szybkiego na tle innych państw spadku relacji wynagrodzeń do PKB to właśnie wskaźnik nierówności może być najważniejszym, na jaki powinniśmy zwracać uwagę, jeśli chcemy lepiej prognozować przyszłość naszej ojczyzny.  

Jeśli więc martwimy się tym, że rośnie poparcie dla demagogicznych polityków i partii o skrajnych ideologiach, że wyborcy chętnie kupują kiełbasę wyborczą, że jedna akcja strajkowa nakłada się na kolejną i mają one coraz większy wpływ na nasze życie – to musimy pamiętać, że powyższe zjawiska napędzane są przez rosnące nierówności. Że większość Polaków nie znajdywała we własnym portfelu odbicia spektakularnego wzrostu gospodarczego, jaki był udziałem naszego kraju (r>g!). Że polityka naszego państwa w ostatnich 30 latach sprzyjała przyśpieszającemu procesowi akumulacji kapitału, a to nie mogło się obyć ani bez dodatkowych kosztów, ani bez narastających ryzyk. Jeśli rację ma francuski profesor, idziemy prostą drogą w stronę niskiego wzrostu ekonomicznego lub recesji, dalszego przyśpieszenia narastania nierówności majątkowych, szaleństwa w polityce i chaosu na ulicach.


Łukasz Komuda, lkomuda@fise.org.pl

Komentarze
Ładuję...