Pan z laptopem, pani z metkownicą

27 września 2011

Dyskryminacja kobiet na rynku pracy zaczyna się już na etapie ogłoszeń o pracę – pisze Katarzyna Pawłowska-Salińska w kolejnym felietonie dla portalu bezrobocie.org.pl.

Wszędzie teraz temat kobiet: gazety piszą, telewizja pokazuje, politycy radzą. Nawet Kongres Kobiet się zebrał i próbował wymyślić, jak tu wyrównać sytuację obu płci.

A ponieważ dyskryminacja najczęściej dotyka kobiety na rynku pracy, dużo się mówi o nierównych zarobkach i o tym, że mało kobiet jest w zarządach firm. Trochę mniej mówi się o tym, że mało kobiet u nas pracuje i dlaczego tak jest – tylko 56% tych, które by mogły (mężczyzn pracujących jest u nas 70%, a np. w Islandii na rynku pracy jest 81% kobiet). Ale już w ogóle się nie mówi o segregacji na etapie rekrutacji. A przecież wszystko od tego się zaczyna.

Z ogłoszenia o pracę spogląda trzydziestolatek z profesjonalną miną. Z podpisu pod zdjęciem wynika, że duża instytucja finansowa, w której młody człowiek jest najprawdopodobniej zatrudniony, poszukuje analityka kredytowego.

– Analityka, a nie: analityczki. Kandydata a nie kandydatki – wytyka prof. Ewa Lisowska, ekonomistka z SGH badająca nierówności płci na rynku pracy. – To jest właśnie pośrednie dyskryminowanie kobiet – wyjaśnia. – Nikt tu nie pisze wprost: zatrudnimy mężczyznę, ale ogłoszenie nie jest skierowane do kobiety. Wskazują na to męskie końcówki w nazwach zawodów, słowo „kandydat” a nie np. „osoba”, mężczyzna na zdjęciu.

Przeglądam dalej ogłoszenia o pracę. Poszukiwany: „zastępca kierownika sklepu” – pan na pierwszym planie z długopisem i notatnikiem, zza niego wygląda pani z metkownicą.

„Specjalista ds. usług finansowych”: jest pani, ale bokiem. A nam, widzom, prosto w oczy patrzy dojrzały pan w wieku 50 plus, okulary, włosy przyprószone siwizną, na oko kierownik.

Mam panią! Co prawda na zdjęciu zmieściło się jej tylko pół, ale wygląda fachowo – ma słuchawki w uszach i mikrofon. Czym poszukiwana ma się zajmować? Jedna z gorzej płatnych prac na polskim rynku – telefoniczną obsługą klienta.

Prof. Lisowska ma rację – na ogłoszeniach o pracę, zwłaszcza na lepsze stanowiska, prawie zawsze jest mężczyzna. Czasem sam, czasem otoczony wianuszkiem kobiet. Ale zawsze jest w centrum uwagi, najbardziej widoczny.

– Taki jest kanon w sposobie kadrowania, filmowania – mówi mój znajomy, filmowiec i fotografik. – Pamiętasz najnowszy film Sofii Coppoli, „Somewhere”? Jest tam scena konferencji  prasowej, kiedy bohater, aktor filmowy grany przez Stephena Dorffa, jest fotografowany obok swojej partnerki, której ukochanego zagrał w komedii romantycznej. A ponieważ jest dużo od niej niższy, podstawiają mu stołeczek. Przecież nie może być tak, że facet, amant, uwielbiany przez kobiety, jest mniejszy od swojej partnerki! Żadna gazeta ci nie puści takiego zdjęcia.

Naprawdę ludzie nie chcą oglądać mężczyzny niższego od kobiety albo jej równego wzrostem? I naprawdę oznacza to, że na ogłoszeniach o pracę trzeba stosować tę samą ikonografię? A nawet jeśli tak jest – tzn. jeśli ludzie chętniej patrzą na tak skomponowany obrazek, to przecież takie ogłoszenie wysyła sygnał: w naszej firmie rządzą dojrzali i kompetentni mężczyźni, którym pomagają ładne i sympatyczne kobiety.

Zgoda, prywatne firmy mają prawo wysyłać taki komunikat – ich wizerunek, ich sprawa. Ale nie mogą publikować ogłoszeń, z których jasno, choć nie wprost wynika, że poszukują mężczyzny a nie kobiety (albo na odwrót). To jest niezgodne z obowiązującym u nas prawem i już czas, żeby zacząć to prawo egzekwować.

Co gorsza, ta zasada dotyczy też ogłoszeń o szkoleniach. Również tych bezpłatnych, dofinansowanych przez UE i opatrzonych logo „Kapitału Ludzkiego”. Przykłady? Bezpłatne szkolenia dla kadrowców organizowane przez wyższą szkołę z Łodzi. Na zdjęciu ubrany w czarny garnitur pan z otwartym netbookiem. Szkolenia dla audytorów energetycznych, bardzo przyszłościowego zawodu z branży „zielonych”: na rysunku pan w kasku z fachowo zwiniętym rulonem ważnych papierów.

Tyle pieniędzy wydaje się na akcje, szkolenia, uświadamianie, równe szanse, kapitał ludzki. A nawet na poziomie ogłoszeń tylko jedna instytucja na tysiąc wciela te nauki w życie. Czy nikt z „dofinansowujących” szkolenia, kursy itp. nie może zasugerować albo zażądać równościowych praktyk od firm, które posiłkują się w ogłoszeniach logo Kapitału Ludzkiego i Europejskich Funduszy Społecznych?

Jest! Wreszcie jakaś pani! Na pierwszym planie, z notatnikiem, elegancko ubrana a za nią grupa mężczyzn i kobiet. Ktoś jednak zrozumiał? Nie, to reklama kursów języka angielskiego. A przecież wszyscy wolimy panią nauczycielkę od pana nauczyciela.

Katarzyna Pawłowska-Salińska, „Gazeta Wyborcza” dla bezrobocie.org.pl

Czytaj inne felietony >

Komentarze
Ładuję...