Katolicka etyka pracy

12 grudnia 2018

Zamiast dyskutować o tym, czy wolne 24. grudnia ma sens, czy też nie i o tym, porozmawiajmy o katolickiej etyce pracy. I paru innych rzeczach.

Jorg Spenkuch, profesor ekonomii z uniwersytetu Northwestern Kelogg, opublikował wyniki badań dotyczących różnicy pomiędzy katolikami i protestantami jeśli chodzi o pracowitość, dochody, zamożność i inne czynniki. Żeby porównywać jabłka z jabłkami, zamiast – jak to często bywa w podobnych badaniach – z kartoflami, skupił się na Niemczech, gdzie obie denominacje chrześcijańskie przeplatają się jak czarne i białe pola na szachownicy. A to sprawia, że trudno przypisać jednej z nich lepsze czynniki nie mające związku z wyznaniem, ale wpływające na status ekonomiczny (zasoby naturalne, rzeźba terenu, dostęp do morza i wód śródlądowych, historia, kultura) społecznościach cechujących się tymi dwoma wyznaniami.

fot. pixabay.com

Okazało się, że różnic pomiędzy protestantami i katolikami nie było aż tak wielu. Wyjątkiem była liczba przepracowywanych godzin oraz liczba godzin, jakie chcieliby dodatkowo poświęcić na pracę za otrzymywane już stawki godzinowe: protestanci pracowali więcej niż katolicy i chcieli pracować więcej niż katolicy. Nie przekładało się to jednak na różnice w zamożności – i na stawki, za jakie pracowali (czyli w uproszczeniu: na awans zawodowy). Czyli protestanci zarabiali miesięcznie więcej, ale nie dlatego, że pełnili lepsze stanowiska i byli lepiej wynagradzani. Autor zauważył też, że nie ma istotnej różnicy w poczuciu satysfakcji z życia między denominacjami. Czyli są różnice w dystrybucji czasu pomiędzy życiem prywatnym i zawodowym, ale summa summarum wychodzi na jedno.

Na tę obserwacje warto nałożyć najnowsze dane OECD dotyczące liczby godzin przepracowywanych w 2017 roku. Polacy, było nie było kraj, w którym większość populacji przypisuje sobie wyznanie katolickie, w 2017 roku mieli ich na koncie średnio 1895, a pośród krajów OECD (dane zgromadziła ta właśnie organizacja) bardziej pracowici byli tylko mieszkańcy katolickiego Chile (1954), prawosławnych Rosji (1980) i Grecji (2018), trudnej do zidentyfikowania Korei Południowej (2024) oraz katolickich Kostaryki (2179) i Meksyku (2257). Dla porównania, na dole tabeli znalazły się wspomniane Niemcy, gdzie 1/3 populacji to katolicy, 1/3 – protestanci, a reszta to w większości ateiści i agnostycy (1356 godzin), protestanckie Dania (1408), Norwegia (1419), Holandia (1433) i Francja, gdzie blisko połowa populacji identyfikuje się z katolicyzmem, 40% uznaje się za agnostyków lub ateistów, a niespełna 6% wyznaje islam (1514).

Wygląda trochę na to, że pośród najbardziej rozwiniętych krajów protestanckich systemowo (na różne sposoby) udało się zmniejszyć obciążenie pracą obywateli – tak, by więcej czasu mieli dla rodzin i siebie. Choć obywatele może mieliby ochotę pracować więcej (przyjmując, że mechanizm obserwowany przez Spenkucha, dałoby się dostrzec w innych krajach). A ponieważ długoterminowo i globalnie w krajach OECD liczba przepracowywanych godzin w roku ma tendencję spadkową, to spadek w krajach katolickich także można zauważyć (także w Polsce!), niemniej jest on wolniejszy. Jakby w imię zasady wygłaszanej przez wielu polskich polityków identyfikowanych raczej ze środowiskiem przedsiębiorców niż pracowników, że dochód czy zamożność bierze się z pracy, a nie z odpoczynku czy świętowania.

Zostawiając na boku skrytykowaną na wszystkie sposoby i odesłaną do lamusa hipotezę Maxa Webera o protestanckiej etyce pracy dającej przewagę nad etyką katolicką, należy zadać sobie pytanie: czy zapał do pracy jest taki sam przy każdym podziale wartości dodanej pomiędzy pracowników i właścicieli kapitału? I patrząc jeszcze szerzej: czy bardziej żyjemy, żeby pracować, czy może pracujemy, żeby żyć?

(Łukasz)

https://www.kellogg.northwestern.edu/…/Rese…/ResearchDetail…
https://data.oecd.org/emp/hours-worked.htm
https://www.rp.pl/…/181029750-12-listopada-dniem-wolnym-Rys…

Komentarze
Ładuję...