Czy Ukraińcy wyjadą do Niemiec?

25 marca 2019

To, jakimi strumieniami migranci z Ukrainy popłyną w nadchodzących latach do Polski i Niemiec, zależy od szeregu sił, które w różnych konfiguracjach wzmacniają się lub osłabiają. Aby przewidzieć przebieg wydarzeń, powinniśmy śledzić nie tylko to, co dzieje się u nas i za Odrą, ale także w Rosji i Stanach Zjednoczonych. Najwięcej uwagi musimy jednak poświecić samej Ukrainie.

Fala migracji zarobkowej Ukraińców do Polski, jaką obserwujemy od 2014 roku, trochę nas zaskoczyła – polskie instytucje, polityków i społeczeństwo. Tymczasem sygnały, jakie ją zapowiadały, były dość czytelne. Według Banku Światowego, PKB Ukrainy liczone w dolarach i w cenach stałych spadło od 2013 do 2015 roku o połowę. Inflacja przekroczyła 60% rocznie, co sprawiło, że do lawinowo rosnącego bezrobocia dołączyło nagłe niekontrolowane skurczenie się siły nabywczej portfela mieszkańców Ukrainy. W przeliczeniu na złotówki średnie wynagrodzenie spadło tam w ciągu dwóch lat z ok. 1100–1200 zł miesięcznie do 800 zł. Kryzys sprawił też, że w ogóle trudno było o pracę. Wojna na wschodzie Ukrainy, potężny kryzys polityczny, gospodarczy i ogólna niepewność przyszłości zbiegły się w jedno społeczno-ekonomiczne trzęsienie ziemi, które zmusiło miliony mieszkańców tego kraju do przynajmniej czasowego wyjazdu w celach zarobkowych.

Siódmy kierunek emigracji
Emigracja nie była jednak niczym nowym dla Ukraińców. Według ONZ w 1995 roku poza Ukrainą mieszkało 5,6 mln obywateli tego kraju – i przez kolejne 20 lat ta liczba właściwie nie ulegała zmianie, by podskoczyć w latach 2016–2017 do poziomu 5,94 mln. Należy przy tym zwrócić uwagę, że metodologia ONZ uznaje za emigrantów wszystkich posiadaczy ukraińskich paszportów, którzy zamieszkali poza granicami swojego kraju, niezależnie, czy zrobili to pod przymusem (uchodźcy), czy dobrowolnie (za pracą, wyjazd na studia, małżeństwo z obywatelem innego kraju). Wyliczenia te są pochodną kompilacji wielu różnych źródeł informacji – od spisów powszechnych, poprzez dane o udzielonych zezwoleniach na pobyt (czasowy i stały), analizach banków centralnych, aż do badań, w których zbiera się dane o obywatelstwie. Dla porównania: to samo źródło podaje, że emigracja Polaków wynosiła w 2017 roku 4,7 mln ludzi, z czego 1,93 mln (41%) przypadało na Niemcy, 0,87 mln (19%) – na Wielką Brytanię, 0,47 mln (10%) – na Stany Zjednoczone, 0,18 mln (4%) – na Kanadę, a 0,14 mln (3%) – na Irlandię.

Oczywiście, można krytykować metodę liczenia przyjętą przez ekspertów ONZ – ukraińska emigracja liczona przez inne instytucje lokalne i międzynarodowe szacowana jest jednak zwykle w przedziale od 4 mln do 6 mln osób, czyli na poziomie 10–15% populacji kraju. Trzymając się jednak ujęcia Narodów Zjednoczonych, zauważymy, że w 2017 roku Polska zajmowała dopiero 7. miejsce pośród głównych kierunków emigracji obywateli Ukrainy – a migrację tę oszacowano na 209 tys. Migracja do Niemiec była zaś o 1/4 większa niż ta do Polski.

10 najważniejszych kierunków emigracji z Ukrainy (w tys. osób)

Źródło: Voxukraine.org za ONZ

Na Polskę przypadało zaledwie 5% emigracji z Ukrainy. Ten odsetek mógł nieco się zwiększyć w 2018 roku – sugeruje to wzrost liczby zezwoleń na pobyt czasowy. Jeszcze w 2015 roku otrzymało je ok. 38 tys. obywateli Ukrainy, a w 2018 roku – już 80 tys., czyli ponad dwukrotnie więcej. Maksymalny okres, na jaki można aktualnie otrzymać taki dokument, to trzy lata. Gdy dla lat 2016–2018 zsumujemy liczbę przyznanych obywatelom Ukrainy zezwoleń na pobyt czasowy, kart stałego pobytu oraz zezwoleń na pobyt rezydenta długoterminowego UE*, to uzyskamy liczbę 231 tys. osób (90% tej wielkości będzie przypadało na zezwolenia na pobyt czasowy).

To, że przybysze silniej splatają swoje losy z naszym krajem, można odczytać także z rosnącej liczby wydanych im zezwoleń na pracę. Jeszcze w 2014 roku uzyskało je w Polsce 26 tys. Ukraińców. Cztery lata później było to już 238 tys. – 9-krotnie więcej. Warto dodać, że zezwolenia typu A, stanowiące 96% wszystkich wydanych zezwoleń na pracę, wydaje się na czas nie dłuższy niż 3 lata.

1/4–1/3 na dłużej
Większość przyjeżdżających na zarobek Ukraińców traktuje ten epizod jako przejściowy. Celem dla wielu jest odłożyć jak najwięcej pieniędzy i wrócić do siebie, w rodzinne strony. Pieniądze zbierane są na różne cele: spłatę długu, operację członka rodziny, wesele, zakup mieszkania, założenie firmy. To jeden z powodów, dla których tylko 441 tys. Ukraińców odprowadziło choć raz składkę do ZUS w pierwszej połowie 2018 roku. Wygląda więc na to, że choć sytuacja na polskim rynku pracy sprzyjała zarówno lepszym zarobkom, jak i lepszym standardom zatrudnienia, większość gastarbeiterów ciągle pracuje na czarno.

Z jednej strony, imigranci mają do pokonania barierę językową i prawną, co może utrudniać formalizowanie relacji z pracodawcą. Z drugiej, gdy przyjeżdża się gdzieś na kilka miesięcy, a góra na rok, pragnie się oszczędzić tyle pieniędzy, ile to tylko możliwe – a umowa oznacza płacenie składek i mniej pieniędzy do ręki. Trudno też np. znaleźć sens w zasilaniu polskiego systemu emerytalnego, gdy nie ma się w planach dalszego mieszkania i uzyskania praw emerytalnych w Polsce. Powyższe przyczyny sprawiają także, że istotna część pracujących legalnie Ukraińców decyduje się na układ „część w umowie, część pod stołem”, dzięki czemu cieszy się np. ubezpieczeniem zdrowotnym, przy jednak wyższym wynagrodzeniu na rękę niż w przypadku oskładkowania całej zarabianej kwoty.

W związku z przyjętą strategią większość przyjeżdżających – zamiast zezwolenia na pracę, których uzyskanie nie jest ani proste, ani szybkie – wybiera zwykle ścieżkę, jaką tworzy oświadczenia pracodawcy o powierzeniu pracy cudzoziemcowi. Tę możliwość mają wyłącznie Ukraińcy, Białorusini, Rosjanie, Mołdawianie, Gruzini i Ormianie, niemniej od 2008 roku na tych pierwszych przypadało co najmniej 91% oświadczeń. Gdyby nie ta furtka do półrocznego legalnego zatrudnienia na terenie naszego kraju, uchylona w 2007 roku, to Ukraińcy pozostaliby największą grupą przybywających za pracą, ale byłoby ich zapewne wielokrotnie mniej.

W 2013 roku na oświadczeniach pracodawców o powierzeniu pracy cudzoziemcom znalazło się 217 tys. ukraińskich nazwisk. W 2015 roku było ich już 763 tys., a w 2017 roku – 1,71 mln, czyli przez cztery lata obserwowaliśmy 8-krotny wzrost. Nie oznacza to jednak, że do na oświadczenia do pracy w naszym kraju przyjechało w 2017 roku aż 1,71 mln Ukraińców. Po pierwsze, nie wszyscy na listach nazwisk, zgłaszanych przez pracodawców do urzędów pracy, faktycznie przyjechali do Polski (choć przyjechała zdecydowana większość). Po drugie, jedna osoba mogła w ciągu roku pojawić się na dwóch oświadczeniach, a teoretycznie nawet na większej ich liczbie. W 2014 roku na jednego Ukraińca przypadało średnio ok. 1,3 oświadczenia, a w 2017 roku było to już 1,7 oświadczenia.

W 2018 roku miejsce oświadczeń pracodawców o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi pojawiły się oświadczenia o powierzeniu pracy cudzoziemcowi (z nazwy dokumentu wygumkowano „zamiar”), a dodatkowo wprowadzono zezwolenia na pracę sezonową, wydawane na 9 miesięcy. Tych pierwszych w ubiegłym roku wydano Ukraińcom w Polsce 1,45 mln, a tych drugich – 120 tys. Sumując te dwie wielkości i porównując do liczby oświadczeń wydanych w 2017 roku, moglibyśmy powiedzieć o 8-procentowym spadku. Znajduje to potwierdzenie w opiniach pracodawców zatrudniających gastarbeiterów, którzy skarżyli się w ostatnim roku na wyraźnie odczuwalne zmniejszenie się liczby napływających na polski rynek pracy Ukraińców.

Wygląda więc na to, że mamy do czynienia z dwoma nakładającymi się zjawiskami. Z jednej strony prawdopodobnie ogólnie liczba Ukraińców przyjeżdżających do Polski, po osiągnięciu szczytu w 2017 roku, zaczęła spadać. Z drugiej, pośród blisko milionowej zbiorowości gastarbeiterów zza wschodniej granicy od 2016 roku zaczęła wyraźnie rosnąć grupa, która odnalazła się w polskich realiach, co sprawiło, że coraz model jednorazowego wypadu „na polskie Saksy” zastępowały regularne wyjazdy wahadłowe, a w końcu – osiedlanie się i ściąganie rodzin.

Ta ostatnia grupa stanowi jednak ciągle mniejszość i można ją oszacować na 1/4, a może na 1/3 całej populacji przybywających z Ukrainy. Oznacza to, że reszta przy nadarzającej okazji może zmienić kierunek migracji lub znalazłszy przyzwoitą pracę w swoich rodzinnych stronach w ogóle zaprzestać pracy na obczyźnie.

Według NBP w 2018 roku „przewinęło się” przez polski rynek pracy ok. 1,2 mln Ukraińców, a stale było ich ponad 800 tys., co oznaczało stabilizację względem poprzednich lat.

Firma badawcza Selectivv, analizująca dane użytkowników internetu na terenie Polski, oszacowała, że w 2018 roku ok. 1,25 mln mieszkańców naszego kraju spełniało jednocześnie następujące warunki:

·         w telefonie komórkowym miało ustawiony język ukraiński lub rosyjski,

·         posługiwało się kartą SIM polskiego operatora komórkowego,

·         przynajmniej raz w 2018 roku przebywało na terenie Ukrainy i/lub zmieniło kartę SIM na ukraińskiego operatora.

 Na rozdrożu
Sytuacja u naszego wschodniego sąsiada dziś wygląda o niebo lepiej niż trzy lata temu. Gospodarka odrabia straty – wzrost gospodarczy od połowy 2016 roku wynosi stale ok. 3–4% (rok do roku), inflacja spadła i waha się pomiędzy 8,5% a 10,5% rocznie, bezrobocie wyraźnie się zmniejszyło (zarejestrowanych bezrobotnych jest ok. 300–350 tys.), a średnie wynagrodzenie wynosi w przeliczeniu ok. 1300 zł i wydaje się, że w nadchodzących latach może dalej szybko piąć się w górę.

To, czy pozytywne trendy uda się utrzymać, będzie jednak zależało od sytuacji politycznej. 30 marca 2019 roku będzie miała miejsce pierwsza tura wyborów prezydenckich i pierwszy raz w historii nie sposób powiedzieć nie tylko kto wygra, ale nawet kto znajdzie się w drugiej turze. Pierwotnie swój udział w wyborach zgłosiło ponad 90 kandydatów, jednak ostatecznie komisja wyborcza zarejestrowała nazwiska 44 osób – oferta dla wyborców będzie więc czterokrotnie większa niż w Polsce podczas wyborów prezydenckich w 2015 roku.

W najnowszych sondażach trzech kandydatów przewija się najczęściej: są to aktualny prezydent Petro Poroszenko, dwukrotna była premier Julia Tymoszenko oraz Wołodymyr Zełenski. Wszyscy cieszą się poparciem wahającym się w przedziale 15–20%. Poroszenko i Tymoszenko są w polityce od dekad i jednocześnie należą do najbogatszych mieszkańców Ukrainy. Zełenski, który najnowszych badaniach sondażowych wysunął się na prowadzenie, nie pełnił dotąd żadnej ważnej politycznie funkcji, nie pracował w administracji i nie jest miliarderem, ale popularnym satyrykiem politycznym i aktorem, odtwórcą roli prezydenta Ukrainy w serialu telewizyjnym. Jednak, na co zwracają uwagę Ukraińcy mieszkający w Polsce, w odróżnieniu od oligarchów pozwala sobie na częste kontakty z prostymi ludźmi i unikając kontrowersji, otacza się nie polityczno-biznesowym establishmentem, ale młodymi wykształconymi Ukraińcami.

W tym zestawie Poroszenko jest najbardziej przewidywalny: jeśli uda mu się uzyskać reelekcję, to można się spodziewać kontynuacji dotychczasowego, raczej prozachodniego kursu. Tymoszenko komentatorzy porównują do Donalda Trumpa ze względu na pozycję biznesową oraz powiązania z Moskwą, co sprawia, że trudniej przewidzieć przyszłość kraju po objęciu przez nią steru rządów. Największą zagadką jest oczywiście Zełenski – może okazać się mesjaszem, hochsztaplerem, jak i naiwnym idealistą, którego doświadczeni gracze na ukraińskiej scenie politycznej i w aparacie administracyjnym sprawnie wymanewrują.

Na krótką metę
Nic więc dziwnego, że po wstępnych zapowiedziach rządzącej w Niemczech koalicji CDU-SPD o szeregu ułatwień dla wykwalifikowanych pracowników na Ukrainie zapadła cisza. Niemcy czekają na wynik wyborów na Ukrainie, ale też z niepokojem obserwują koniunkturę gospodarczą. Te dwa elementy będą determinować, w jakim stopniu drzwi dla pracowników z Ukrainy zostaną uchylone. Jeśli Berlin uzna, że długoterminowe wyzwania starzenia się populacji oraz 1,2 mln wakatów na rynku pracy sprawiają, że trzeba działać teraz, zanim Ukraińcy wybiorą inny kierunek – mogą uruchomić ułatwione procedury pozyskiwania zgody na tymczasowy pobyt, zezwolenie na pracę i zbudować program nauczania niemieckiego nad Dnieprem tak, by do Niemiec trafiały już osoby posługujące się językiem na poziomie komunikatywnym.

Taki program przebije z pewnością to, co w tym zakresie robi Polska. A ta robi niewiele. Ukraińcy skarżą się na długie kolejki przy załatwianiu formalności pobytowych w Polsce, na czekanie miesiącami na rozpatrzenie ich wniosków o zezwolenie na pracę, pobyt czasowy itd. Polski jest niby zbliżony do ukraińskiego, ale to nie zmienia faktu, że większość przybyszów z uczeniem się naszego języka zostaje sama – a trudności może sprawiać im inny alfabet, z jakiego korzystamy.

Gęstość występowania obywateli Ukrainy na terenie Polski na podstawie analizy użytkowania internetu i telefonów komórkowych

Legenda: im barwa bliższa czerwieni, tym liczba osób identyfikowanych jako obywatele Ukrainy większa.
Źródło: Selectivv

W badaniach firmy Workservice z 2018 roku 3/4 pracujących w Polsce Ukraińców wskazywało jako główną przyjazdu do Polski wyższe zarobki. W końcu płaca minimalna u nas jest wyższa niż płaca średnia na Ukrainie – ale też polska średnia płaca jest zbliżona do minimalnej w Niemczech! Na drugim miejscu (37%) ankietowani wskazywali lepszą jakość życia, która zawierała także jakość usług publicznych. Te niestety w ostatnich latach specjalnie się w Polsce nie poprawiały, a trudno nam konkurować z zakresem takich usług świadczonych w Bawarii czy Westfalii. Z atutów, które są niezagrożone, pozostaje nam bliskość geograficzna, o której wspominało jednak zaledwie 9% badanych.

59% respondentów badania deklarowało, że zapowiadane ułatwienia pozyskania legalnej pracy w Niemczech skłonią ich do przeniesienia się właśnie tam. I nie będzie to dla nich zdobywanie zupełnie nieznanych lądów. W końcu w Niemczech jest w tej chwili więcej imigrantów ukraińskiego pochodzenia niż w Polsce. Ze swoją antyimigrancką retoryką i dyskretną sympatią wobec środowisk nacjonalistycznych polski rząd o zatrzymanie 600 tys. pracowników, jakich może stracić polska gospodarka, raczej nie będzie walczył. Krótkoterminowo to może wyglądać na sukces – mimo słabnącej koniunktury być może uda się w ten sposób podtrzymać przez jakiś czas nadwyżkę popytu nad podażą na rynku pracy. A co za 20 lat? Tego pytania nad Wisłą raczej się nie stawia – horyzont sięga najwyżej jednej kadencji parlamentarnej.

Łukasz Komuda, lkomuda@fise.org.pl

* Zezwolenie na pobyt stały oraz na pobyt rezydenta długoterminowego Unii Europejskiej co roku uzyskuje w Polsce łącznie 6,5–8,5 tys. obywateli ukraińskich i trudno w przypadku tej wielkości dostrzec trend wzrostowy. Ten pierwszy dokument w praktyce uzyskują przede wszystkim osoby z polskimi korzeniami, małżonkowie polskich obywateli oraz dzieci, mające jako jednego rodzica obywatela Polski. O ten drugi mogą starać się osoby mieszkające w Polsce legalnie i nieprzerwanie przez co najmniej 5 lat, posiadające źródło dochodu, ubezpieczenie zdrowotne, zagwarantowane prawo do lokalu i kilka innych warunków – więcej na ten temat można przeczytać tutaj.

Komentarze
Ładuję...