Ponieważ w ostatnich dniach tematem numer jeden są prawa reprodukcyjne kobiet, postanowiłem rzucić okiem na ostatnie wyniki badania Monitor Rynku Pracy, przygotowywanego przez firmę Randstad, próbując wyczytać z nich to, jak w ostatnim czasie wygląda ich subiektywnie postrzegana sytuacja na rynku pracy. W końcu decyzja o posiadaniu dzieci zależy przede wszystkim od poczucia bezpieczeństwa kobiet – gwarantowanych przez państwo praw, dostępności usług opiekuńczych, ale też bezpieczeństwa ekonomicznego i jakości rynku pracy. Poniekąd przecież zakaz przerywania ciąży ma m.in. charakter klasowy – dotyczy przede wszystkim niezamożnych kobiet.
W najnowszej edycji badania z III kwartału 2020 roku, realizowanego w drugiej połowie sierpnia, to kobiety okazały się bardziej ruchliwe na rynku pracy. 22% pracujących respondentek zmieniło pracodawcę w ciągu ostatniego półrocza (rotacja), a 21% zmieniło stanowisko w ramach jednej firmy. Dla porównania – w przypadku mężczyzn te wskaźniki wynosiły odpowiednio 17% i 18%. W trzech z czterech kwartałów ubiegłego roku to kobiety były bardziej ruchliwe na rynku pracy, czyli charakteryzował je wyższy wskaźnik rotacji. Badania w I kwartale 2020 roku były realizowane w okresie lockdownu, więc ruch na rynku właściwie ustał, zaś w II kwartale rotacja kobiet wynosiła 18%, a mężczyzn 19%. W latach wysokiego bezrobocia kobiety były zdecydowanie bardziej ostrożne – preferowały pewniejsze formy zatrudnienia i rzadziej zmieniały pracodawców. Dopiero lepsza sytuacja na rynku skłoniła je do większej śmiałości w poszukiwaniu lepszych ofert.
Ta ostrożność jest zrozumiała. Kobiety przeważnie traktowane są jako pracownicy o większym ryzyku dla pracodawcy – mogą (nomen omen) zajść w ciążę lub wziąć urlop na opiekę nad dzieckiem, bo przecież nawet w tym przypadku nie mamy w Polsce równouprawnienia i to na kobiety spada większość ciężaru opieki nad chorymi członkami rodziny (zarówno dziećmi, jak i rodzicami czy rodzeństwem). Przekłada się to na dłuższy czas poszukiwania pracy: pośród pracujących badanych przez Randstad, którzy zmienili ostatnio pracodawcę, poszukiwanie pracy przez kobiety trwało 2,9 miesiąca. Dla mężczyzn było to 2,6 miesiąca. W drugim kwartale różnica była jeszcze bardziej widoczna: 2,8 miesiąca kontra 2,0 miesiąca. W 2019 roku sytuacja przedstawiała się odwrotnie: w dwóch kwartałach kobiety znajdywały pracę szybciej, w jednym – tak samo długo, a w jednym – wolniej niż mężczyźni. Był to jeszcze jeden znak dobrej koniunktury, na którą przyjdzie nam teraz poczekać kilka lat.
Kobiety w czasie pandemii bardziej obawiają się o utratę pracy. Edycja z III kwartału 2020 roku pokazało, że silny lęk przed zwolnieniem lub zanikiem zleceń (badaniem objęte są także osoby samozatrudnione i pracujący na umowy cywilno-prawne) zgłaszało 12% badanych kobiet i 9% mężczyzn. Niższy poziom niepokoju o utrzymanie pracy u kobiet występował w I kwartale 2019 roku – od tego momentu kobiety częściej deklarują taką obawę. Podobnie było z subiektywnie postrzeganą szansą na znalezienie w nadchodzącym półroczu pracy podobnej lub lepszej od obecnie wykonywanej. Od I kwartału 2019 roku kobiety postrzegają prawdopodobieństwo takiego zdarzenia niżej niż mężczyźni lub co najwyżej tak samo jak oni.
Ten wyrywkowy wgląd w postrzeganie własnej sytuacji ekonomicznej przez pracowników zdaje się dowodzić, że w niepewnej rzeczywistości, w jakiej się znajdujemy, to kobiety płacą wyższą cenę za niepewność w postaci wyższego poziomu stresu. To jeszcze jeden powód, dla którego bycie kobietą w Polsce oznacza cięższy los niż los mężczyzn.
Łukasz Komuda, lukasz.komuda@fise.org.pl
Niedpłatnej pracy (opieka nad domem i osobami niesamodzielnymi), która spada przede wszystkim na barki kobiet, pisał na naszych łamach Kamil Fejfer.
Niebawem będziemy też pisać o gender pay gap, czyli luce płacowej. Mówiąc po polsku: o różnicy w wynagrodzeniach pomiędzy kobietami mężczyznami.